czwartek, 16 października 2014

Przymierzalnia

16 października 2014

Jak wiadomo, zima zmierza do nas wielkimi krokami, więc czas najwyższy się na nią przygotować. Zwłaszcza jeśli chodzi o garderobę. Trzeba się upewnić, że wszystko pasuje, nic nie jest za ciasne ani za duże. No i sprawdziliśmy, tylko biorąc pod uwagę fakt, że chłopaki raczej nie lubią przymierzać ubrań, to Hania przymierzała zamiast Szymona. Wyszła z tego niezła zabawa!



poniedziałek, 13 października 2014

Kasztanowe grzybobranie

12 października 2014

Wybraliśmy się dziś do lasu z zamiarem zbierania grzybów. Marcin specjalnie się na tę okazję przygotował, wertując strony internetowe w poszukiwaniu informacji o najlepszych miejscówkach w okolicy. To dało nam nadzieję, że zbiór będzie obfity, a ja już planowałam pyszne potrawy z tymi aromatycznymi darami lasu. Niestety rzeczywistość nas rozczarowała. Nie znaleźliśmy ani jednego grzyba nadającego się do zabrania do domu. Natura jednak wynagrodziła nam to i w zamian nazbieraliśmy pełen koszyk jadalnych kasztanów. Dzieciaki przy okazji miały frajdę wspinając się po drzewach i taplając się w każdej napotkanej kałuży. Hania niemalże skąpała się w jednej z największych i najgłębszych jakie napotkaliśmy. Na szczęście udało mi się ją wyratować z opresji nim woda zaczęła się jej przelewać do grzęznących w błocie kaloszy i skończyło się tylko na ubrudzeniu spodni po tym jak straciła równowagę i usiadła na ubłoconej gałązce, po której próbowała przejść na drugą stronę małego bajorka, jak po kładce...
Szymon nazbierał pół wielkiej torby skarbów - głównie patyków. Hani bardziej przypadły do gustu kolorowe liście. Mają zamiar zrobić z nich jakieś cuda. Jestem ciekawa jak poniesie ich wyobraźnia. Przekonamy się pewnie wkrótce :)

Wróciliśmy do domu wieczorem. Trochę obłoceni, bardzo zmęczeni i głodni, bez grzybów, ale za to z kasztanami i bardzo zadowoleni!


sobota, 11 października 2014

Witamy się dyniowo...

Jakiś czas temu narodził się w mej głowie pomysł na pamiętnik. Nie tam jakiś nadzwyczajny, ale taki o naszej codzienności, zwykły, w którym uwieczniać będę nasze dni poprzez słowo pisane oraz fotografię. Wstępny plan był taki, by pisać ze dwa, trzy razy w tygodniu przez okrągły rok, a potem wszystko to zebrać do kupy i zrobić książkę w kilku egzemplarzach, tylko dla najbliższej rodziny. Ot tak na pamiątkę, by mieć do czego wrócić za kilka, kilkanaście lat, kiedy dzieci będą większe, a nasze życie będzie wyglądało już inaczej. Później jednak pomyślałam sobie, że właściwie czemu by nie zrobić bloga. Jest już parę takich w sieci, ale ten będzie mój i o nas, dla nas i dla tych, którzy będą mieli ochotę zajrzeć, poczytać i pooglądać od czasu do czasu. Poza tym to niezła motywacja, by nie przestawać i być systematycznym.

Pomysły jak to pomysły, realizowane być muszą, inaczej się zmarnują i pozostanie tylko żal, że czegoś się nie zrobiło... W każdym bądź razie blog powstał i mam nadzieję, że istnieć będzie przez jakiś czas i co najważniejsze będzie tętnił życiem, bo w końcu o życiu będzie. Lecz by tak się stało, potrzebne są nie tylko teksty i zdjęcia, ale również czytelnicy i komentatorzy, dlatego gorąco zapraszam do lektury oraz komentowania tych bliskich i dalekich, a nawet tych, których wcale nie znamy. Liczymy na Was!!!



Na początek październikowe dyniobranie...

11 października 2014

Ta sobota zaczęła się jak każda co druga sobota... Pobudka rano, śniadanie, szykowanie Hani na balet. W ten weekend tata nie pracował, więc to on zabrał ją na zajęcia. Ja musiałam tylko zadbać o fryzurę małej baletnicy. Na szczęście ubiera się sama.
Zanim to jednak się stało smacznie sobie spałam, dopóki nie obudziło mnie głośne "łłłaaaaa" Szymona, chcącego przestraszyć swoją siostrę. Całe szczęście była to już odpowiednia pora by wstać.